niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział II


,,Kochać i tracić, pragnąc i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć...’’

                                                                                                 Leopold Staff

Zamknięci w czasoprzestrzeni, potrzebujemy stabilności. Miejsca, które będzie naszym azylem. 
Zapatrzeni w nierealne ideały, gotowi na śmierć, aby je spełnić. 
Ukryci pod maską przyzwoitości, zakrywamy naszą prawdziwą naturę. 
Zranieni, podnosimy się, aby nie pokazać słabości. 
Skryci w sobie, bez poczucia winy. 
Ale czy musimy być winni? Wystarczy w końcu rozgrzeszenie. Czyż nie tak to wygląda w dzisiejszych czasach? 
Dostając nagrodę na talerzu
, nadal nie jesteśmy zadowoleni. Upominamy się o więcej krwi i intryg. A więc jaka jest nasza natura? 
Niepojętna? Wyzbawiona z jakichkolwiek uczuć? 
Czy zniszczona przez nas samych?

,,No, I'm not afraid of changing
I'm certain nothing's certain
What we own becomes our prison
My possessions will be gone
Back to where they came from.’’*

Weszła do pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem był blask księżyca. Przyzwyczaiła się do tego. Jak i również do osób, które siedziały przy dużym, barokowym stole. Na jej widok kiwnęli tylko głowami. Nareszcie mogli rozpocząć radę.
- Jak miło, że postanowiłaś zaszczycić nas swoją obecnością. – Przywitał się z kąśliwą uwagą, stojący nieopodal wysoki i przystojny brunet. Znali się już od dzieciństwa. Ale kiedy wróciła po raz pierwszy z Hogwartu, okazało się, że  Aaron wyjechał do internatu w Stanach Zjednoczonych.
- Mi też cię miło widzieć – Wysiliła się na łagodny uśmiech. Co nie za bardzo jej wyszło.
 Skoro się przywitaliśmy, może powinniśmy przejść do poważniejszych rzeczy. -  Odezwał się siwiejący, mężczyzna w okularach. Zapewne jeden z ważniejszych członków zgromadzenia. – Mam nadzieję, że wiesz co robisz Hermiono? Aurorzy i policjanci zaczęli węszyć.
 Nareszcie! A już się martwiłam, że załapią trop, tuż po mojej śmierci. – Uśmiechnęła się sarkastycznie. Lecz nie wszyscy byli zadowoleni, z wypowiedzi szatynki.
- Mam przez to rozumieć, że chcesz aby nas złapali! – Krzyknął jeden z zgromadzonych.
- Czy ty jesteś idiotą Warrison? Policje przekupimy. A  aurorami zajmę się osobiście. – Odpowiedziała, starając się być spokojna.
- A jak coś pójdzie nie po myśli. To my mamy zostać tym obciążeni przez ciebie i twoją głupią zemstę? – Zapytał się, próbując ponownie wyprowadzić ją z równowagi. Charles, mężczyzna, który rozpoczął temat, wiedząc co zaraz się wydarzy, wkroczył do akcji.
- Nie zapominaj, Willy, kim jesteśmy. – Jednak, te słowa nie wystarczyły mu, ani reszcie zgromadzenia. Hermiona, widząc ich reakcje, postanowiła zasięgnąć rady człowieka, któremu nikt się nie sprzeciwi.
- Panie premierze, a co pan powie w tej sprawie? – Wszystkich spojrzenia, skierowały się w jego kierunku.
- Koniec traktowania nas, jak nierozumnych mugoli. Z ich światem trzeba skończyć raz na zawsze. – Widząc, że Willy ponownie otwiera usta, dodał na zakończenie wypowiedzi:
- Na dzisiaj to koniec. Aaa i  Richard skorzystaj z kontaktów, by uciszyć media. – ‘’Ów’’ Richard, pokiwał twierdząco głową, że się tym zajmie. Wszyscy od razu rozeszli się do domów, oprócz trzech osób, które pozostały jeszcze w środku. – Jak tam rodzice? Doszli do siebie?
- Już lepiej, powoli zaczynają dochodzić do siebie. – Uśmiechnęła się smutno. -  Dziękuję wujku, że mnie poparłeś.
- Pamiętaj, że jesteś moją chrześnicą. A teraz nie przeszkadzam, bo ktoś chciałby jeszcze z tobą zamienić parę słów. –  Puścił jej oczko i wyszedł.
- A więc pozostaliśmy sami, przyjaciółko z dzieciństwa. – Aaron wyszedł z cienia i usiadł na jednym z krzeseł. 
- Nie całkiem. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko i zawołała. - Eduard!
- Tak, panienko? – Przez drzwi wszedł mężczyzna, w czarnym garniturze o kamiennej twarzy.
- Natychmiast zajmij się Warrisonem. Zbyt często wchodzi mi w drogę.  – Jej głos stał się zimny.  Kiedy tylko jej podwładny zniknął z oczu, ponownie się uśmiechnęła. - To na czym skończyliśmy?
- Nie poznaję cię?
- Bardzo ciekawe. 
- Ile to lat nie widzieliśmy się?
- Policz, mamy teraz po 24 lata.
- Trzynaście lat? No nie, nie wierzę.
- To zacznij wierzyć. Skąd wiesz o tym wszystkim? – Spytała się go, patrząc mu prosto w oczy. Odwrócił szybko wzrok na ścianę.
- Ojciec mi powiedział. – Odpowiedział zgaszony i podszedł do niej. Wyciągnął w jej kierunku dłoń – Czy zrobi mi pani tą przyjemność, i zatańczy ze mną?
- Zwariowałeś? Jakże mogłabym odmówić. – Wybuchła śmiechem,  pierwszy raz od kilku lat. Podała mu dłoń. Zaczęli delikatnie kołysać się po Sali.
- Nie zaprosisz mnie do swojego klubu?
- A chciałbyś tam iść?
- Kto by nie chciał?
 - Z pewnością znalazłyby się takie osoby. – Zatrzymali się na chwile.
- No nie bądź taka. Zabawimy się. – Na jego ustach, pojawił się filuterny uśmiech
- Na pewno chcesz iść?
- No jasne. – Odsunęła się i skierowała w stronę stołu.
- To jak, idziemy?
- Zaczekaj, wezmę tylko płaszcz. -  Powiedziała z dezaprobatą. Chwyciła trencz i narzuciła na siebie byle jak. Ruszyła z powrotem w jego stronę i opuścili pomieszczenie.


Florence & The Machine - Rabbit Heart (Raise It Up)

,,Here I am a rabbit hearted girl
Frozen in the headlights
It seems I´ve  made the final sacrifice.’’**

- A więc to tu. – Powiedział u schyłku schodów.
- Czego się spodziewałeś? Idę po coś mocniejszego, rozgość się. – Rozejrzał się po pomieszczeniu, było całkiem duże. Po prawej stronie był bar oświetlony na fioletowo. A po lewej, chwilowo ciemna scena. Parkiet do tańca był przestrzenny. Przez całe pomieszczenie przebiegały reflektory w  tonacji wszystkich barw, co dodawało lokalowi tylko nastroju. 
Zobaczył ją, przeciskała się przez tłum. Miała na sobie małą czarną, a na stopach czarne szpilki na platformie.  Półuśmiech wpełzł mu na usta. Zmieniła się, nie tylko z charakteru jak i również z wyglądu. Była idealna. Miał szczęście, że ją znał. 
- Dłużej nie mogłaś? – Odebrał od niej swoją whisky i napił się od razu z butelki.
- Mogłam. – Uśmiechając kusząco skierowała się na środek parkietu, kręcąc przy tym ponętnie biodrami i kiwając ręką aby poszedł za nią. Zaczarowany jej ruchami, uległ jej. Kiedy był bardzo blisko jej ciała, przyległa do niego tyłem i zaczęła poruszać się w rytm muzyki. Każda cząstka jego ciała, krzyczała aby wziął ją tu i teraz. W tej chwili, nie liczyło się nic, oprócz tego uczucia. Pożądanie, które łączyło ich ciała w jedność. Nagle w jej oczach błysnęły sylwetki dwóch mężczyzn. Rozpoznała ich. Więc zwierzyna złapała haczyk. A to oznaczało, że wygrała. Odwróciła się przodem do Aarona i wpiła mu się, namiętnie w usta jeszcze bardziej przyciskając się do jego ciała. Ta noc należała do jednej z najszczęśliwszych w jej życiu.

*Katie Melua - The Floyd
**Florence And The Machine - Rabbit Heart

piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział I


,,Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. (…) 
Jesteśmy średnimi dziećmi historii. 
Nie mamy celu ani miejsca. 
Nie mamy Wielkiej Wojny. 
Wielkiej Depresji. 
Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. 
Naszą wielką depresją jest życie.’’
            Fight Club

Kolejny dzień, kolejne grzechy zbierające ze sobą coraz to większe plony. A wszystko to przez naszą głupotę, nie potrafimy zapomnieć tego co było. Ból, który rozdziera serce coraz głębiej oraz chęć wolności, nie dają nam myśleć racjonalnie. Wszystko co dostrzegamy, to pragnienie zemsty, jest ono jedynie złudzeniem, które powtarza nam, że później będzie już tylko lepiej.  Tylko później,  nigdy nie nadchodzi, zagłębiamy się w tym uczuciu coraz głębiej i głębiej, nie dostrzegając piekła, do którego się przyczyniamy. Wstając w środku nocy, próbujemy uciec jak najdalej. Od poczucia winy? Czyżby wyrzuty sumienia miały aż tak wielki wpływ na naszą już i tak okaleczoną duszę. Czy od błędów?  Błędów, które zawsze są te same, te przez które cierpimy. 


(Retrospekcja)
- Już wstajesz? Nie możesz wytrzymać przynajmniej do szóstej rano? – Zapytał, jeszcze zaspanym tonem mężczyzna.
- Wiedziałeś na co się piszesz. – Już chciała wyjść, jak zwykle po cichu. Niezauważalna, jak zawsze. Ale, nie tym razem.
- Szczerze, to nie. Myślałem, że zależy ci na naszym związku, ale myliłem się. Ty, się chcesz jedynie dobrze zabawić. Myślisz, że każda noc spędzona ze mną, pozwoli ci chociaż na chwilę zapomnieć , o tym co cię otacza. Poznając ciebie, byłem zauroczony twoim wyglądem i charakterem. Wiesz co? Żałuje, że nie wyczułem twojego chłodu na początku. Bo jesteś zimna, jak lód. – Cierpiał, widziała to. Szkoda tylko, że musiał to wszystko tak zakończyć, a polubiła go. Był inny, taki niecodzienny. Miał rację. Rozgryzł ją, zrobił coś, co nie mogło się udać jego poprzednikom. Nic innego jej nie pozostawało, oprócz zakończenia tego . 
Dla ich wspólnego dobra. 
- Skoro tak uważasz. –  Wypowiedziała to głosem  wypranym  z emocji i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych. Nie zatrzymywał jej, tylko patrzył jak odchodzi. Nie była zła, czuł to. Tylko skrzywdzona, a to zamknęło ją w sobie. Nie znał jej, spędzali ze sobą jedynie noce, ale wiedział,  że jest kimś ważnym w Anglii, jeśli nie jeszcze dalej.  Była zagadką dla niego, a on ją rozwiążę.



,,Aahh, the sun is blinding
        I stayed up again’’

(Teraźniejszość)

Znów nie mogła zasnąć, nie pomagały jej nawet leki nasenne. Cały czas przed oczyma, miała to samą scenę. Musiała się go pozbyć, zaczął jej zagrażać. Nie mógł jej wydać, nie wtedy kiedy jest  już na półmetku. Problem w tym, że jej uśpione sumienie znów zaczęło się odzywać. A to już jej się nie podobało. Takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Strach, wyzbywał z niej resztki ludzkich odczuć. Nie potrafiła już normalne funkcjonować, nie spała, nie jadła. Traciła powoli panowanie nad swoim ciałem, to nie była ona. Słońce, niegdyś ukochane przez nią, dziś znienawidzone. Delikatne promienie światła spadające na jej twarz, nie ukazywały dosłownie nic. Była zimna, jakby martwa? Jedynie  po czym można by było stwierdzić, że żyje, to slaby puls. Przez lata zapomnienia, już nikt nie pamiętał jej dawnej postaci. Zresztą nikt by nie uwierzył, że to ona. Hermiona Granger.

*Pink - Sober


piątek, 12 kwietnia 2013

Prolog


,,I have heard myself cry
Never again
Broken down in agony’’*


Szła  środkiem chodnika, nie zważając na innych ludzi. Dawno straciła resztki człowieczeństwa. Jej teraźniejszy strój, nie przypominał już dawnego, przyzwoitego. Jej charakter uległ całkowitej zmianie , była zimna jak lód. A wygląd? Również, już  nie wyglądała na niewinną siedemnastolatkę, miała dorodne kształty młodej kobiety, wcięcie, płaski brzuch, oraz długie nogi, czego  z pewnością wiele kobiet mogło jej pozazdrościć. Jej włosy, nie były już wielką pokudłaczoną szopą, a długimi, falowanymi włosami. W jednym zdaniu, już dawno zerwała z przeszłością. Teraz była kimś ważniejszym, kimś kogo się nie wykorzysta i nie zostawi samemu sobie. Była niezależna. Nagle jej szpilki  przestały odbijać się o chodnik, a zaczęły o schody, które prowadziły wprost na najbardziej pożądaną  imprezę, o której mogła sobie tylko pomarzyć  połowa angielskich nastolatków. Podeszła do mężczyzny w czarnym garniturze i szepnęła mu kilka słów wprost do ucha.
 -  Zrobiłeś to, o co prosiłam?
- Jak panienka prosiła.

*P!nk - Sober