sobota, 18 października 2014

Sucker love

Podarowałeś mi coś, co nawet trudno nazwać. Poruszyłeś we mnie coś, o istnieniu czego nawet nie wiedziałem. Jesteś i zawsze będziesz częścią mojego życia. Zawsze.
   Janusz Leon Wiśniewski

Placebo - Every you, Every me


”Frajerską miłość zesłało niebo.
Markujesz pocałunek, lecz nasza namiętność minęła.
Moje serce jest do wynajęcia, tak jak twoje ciało.
Moje ciało nie ma ochoty, choć twoje się wygina.’’ *

‘’Nie istnieje coś takiego jak miłość, istnieje jedynie pożądanie.’’ Tak mi zawsze mówiono. Nie opowiadano mi bajek na dobranoc, ani nie dawano pocałunku do snu. Od dziecka uczyli mnie pogardy do miłości i do wszystkiego co jest z nią związane. To czysta krew i władza zawsze się liczyła. To było moim mottem i tym żyłem. Nie kochałem, nie kocham i nie pokocham. Tego mogłem być pewny, a raczej mogłem aż do czasu. Dopóki ona mnie tego nie nauczyła.

-Draco? –Usłyszałem tuż koło ucha subtelny, lecz stanowczy szept.
-Pansy, przecież wiesz, że nie mam czasu. – Odparłem od razu. Nie czekając na odpowiedź ruszyłem przed siebie.
-Myślę, że na to znajdziesz. – Rzekła wpatrując się prosto w moje plecy. Zatrzymałem się, nie powiem, że mnie nie zaintrygowała. –Mam pewną propozycje. – Przerwała na chwilę by móc podejść do mnie wystarczająco blisko bym mógł poczuć jej oddech na szyi. Nie była za wysoka, więc musiała stanąć na palcach. – Zniszczysz kogoś.
-Co? –Na początku pomyślałem, że się przesłyszałem. Znałem Pansy od dziecka i doskonale wiedziałem, że takie sprawy potrafi rozwiązać sama, nie wtajemniczając mnie do nich. Co jak co, ale w tym momencie współczułem osobie która zadarła z Parkinson.
-Zniszczysz kogoś. Rozkochasz, a potem rzucisz. Potraktujesz jak zwykłą szmatę tak, aby żałowała dnia w którym się urodziła.
-Znajdź kogoś innego do tego zadania.
-Nie! To znaczy ty nadajesz się najlepiej, bo znasz się na tym idealnie. Potrafisz rozkochać w sobie każdą dziewczynę, nawet zwykłym skinieniem głowy. –Przystanęła naprzeciwko mnie, tym samym zmuszając mnie abym spojrzał na nią. Nie była brzydka. Można by rzec, że była jedną z ładniejszych dziewczyn w Hogwarcie. Jedyną jej wadą była twarz, która momentami przypominała spłaszczoną. Ale czy to było aż tak ważne?
-Kto to?
-Granger.
-Zapomnij.
-Cykasz, Malfoy? –Spytała starannie przeciągając słowa.
-Po pierwsze, nie mam czasu ani ochoty na twoje durne pomysły, mam ważniejsze rzeczy na głowie. Po drugie, nie będę paprać się w szlamie. A po trzecie, ona mnie nienawidzi, jak ty sobie to wyobrażasz? Wiesz co, lepiej nie odpowiadaj. –Stwierdziłem wkurzony. Nie potrzebowałem niczego innego na świecie niż świętej trójcy na karku. Pomyłka, nie byłem wkurzony tylko wkurwiony.
-Ojjjj Draco, przecież oboje wiemy, że potrafisz dokonać cudów. –Szepnęła uwodzicielsko, stykając swoje ciało do mojego. –Nawet tak zimna księżniczka Gryffindoru jest w stanie komuś ulec.
-Masz na myśli Weasleya? –Powiedziałem rozbawiony, podnosząc do góry prawą brew. Zobaczyłem w jej oczach błysk irytacji.
-Idźmy na układ. –Widziałem jak zaczyna robić się bezradna.
-Co proponujesz?
-Wszystko.
-Jesteś pewna?
-W stu procentach.
-Zaczyna mi się to podobać . –Nachyliłem się do jej warg by wyszeptać następujące słowa. –A jak przegrasz?
-Będę twoja. –Nie czekając dłużej przyssałem się do jej warg.

I to był najgorszy błąd mojego  życia. Mogłem zdobyć coś, o czym nigdy nawet nie marzyłem, a tak straciłem to na starcie. Gdybym mógł tylko cofnąć czas, odwrócić bieg wydarzeń i wypowiedziane słowa. Poznać ją jak należy, nawet gdybym miał czekać tysiąc lat. Nie wahałbym się.

-Granger?
-Czego?
-Trochę grzeczniej, ja tu z inicjatywą wychodzę.
-Właśnie widzę. Spadaj, Malfoy.
-Już pokazujemy pazurki.
-To się nazywa system obronny przed idiotami. –Zamknąwszy książkę uderzyła nią o stół, chcąc tym samym zademonstrować swoją niechęć do konwersacji. Włosy miała jak zwykle napuszone. Widząc, że się nie poruszyłem ani milimetrem, prychnęła. Nim zdążyłem znaleźć ripostę, jej zgrabna sylwetka myknęła mi przed nosem.

-Wypadło ci to.
-Co? Co to jest?  To nie jest moje.
-W takim razie od teraz jest.  -Wcisnąłem w dłoń Granger kolie z czerwonym rubinem i nie czekając na dłuższą wymianę zdań zniknąłem tak szybko jak się pojawiłem. A po korytarzu rozniosło się echem moje nazwisko.

-Malfoy! Mam tego dość! Dręczysz mnie codziennie. Przez ciebie nie mogę się skupić na nauce ani na niczym innym. Mów o co ci chodzi! –Usłyszałem za sobą wrzask Granger. Odwróciłem się powoli by móc na nią spojrzeć. Szła szybkim krokiem w moją stronę. Wyglądała jak by była nawiedzona bądź też i opętana. Mógłbym stwierdzić, że prezentowała się gorzej od mojej ciotki Bellatrix. Każdy jej włos sterczał w inną stronę świata, była blada, a z oczu wydobywał się niebezpieczny połysk.
-Co tym razem się stało księżniczce? Nie przypominam sobie abym był twoim terapeutą i leczył twoje urojenia oraz choroby psychiczne.
-Ty dobrze wiesz o co mi chodzi! –Skierowała swój wskazujący palec na moją klatkę piersiową i dźgnęła mnie nim. –Przestań robić ze mnie idiotkę!
-Skąd ta pewność? –Zakpiłem, spoglądając prosto w jej oczy.
-Znów to robisz! – Ponownie dźgnęła mnie palcem. Przybliżyłem się do niej, tym samym powodując zmieszanie na jej twarzy.
-Ale co? –Uśmiechnąłem się szczerze, podnosząc prawą brew do góry.
-To!
-O to ci chodzi? –Nim się odezwała, zamknąłem jej usta w pocałunku.


-Wyglądasz koszmarnie.
-Z pewnością lepiej od ciebie. –Uśmiechnąłem się dając jej buziaka w usta. –To jak? Dziś wieczorem?
-Zobaczymy. –Odpowiedziała kokieteryjnie i zniknęła za najbliższym zakrętem.
-Dobrze ci idzie. –Usłyszałem za sobą kobiecy głos.
-A czego się spodziewałaś?
-Szybszych rezultatów. Pół roku zajęło ci pocałowanie jej.
-Ha, ha. Nie widziałem w życiu gorszej cnotki niż ta szlama. –Podszedłem do Pansy i przyciągnąłem ją do siebie.
-W takim razie, myślę, że należy ci się nagroda. –Nim zorientowałem się o co chodzi, Pansy wepchnęła mnie do pustej klasy. Nie dając dojść mi do słowa zaczęła rozpinać moją koszulę. Nie potrzebowałem więcej do namysłu, więc bez głębszego zastanowienia  wepchnąłem  język do jej ust.
 

”Frajerska miłość jest zmienna.
Skłonna przyczepić się i zniszczyć wszystko.
Składasz usta do pocałunku, na miłość Boską.
Jeszcze nigdy nie było tak wiele do stracenia.

Poddaję się całkowicie i bezwarunkowo
Lepiej późno, niż wcale.’’


Niewiadomo kiedy przychodzi zakochanie. Kilka niewinnych uśmiechów może doprowadzić do obsesji, a niewinne pocałunki do utraty zmysłów. Odkąd zacząłem ją poznawać , mój świat oraz sposób myślenia legły w gruzach. Przestałem myśleć racjonalnie. Nie wiadomo kiedy zacząłem potrzebować jej obecności bardziej niż bym mógł przypuszczać. To co czułem w środku wyniszczało mnie. Był to proces samodestrukcji. Wiedziałem, że znalazłem się między młotem a kowadłem.
A najgorsze miało właśnie nadejść.

-Stary, skończ z tym zakładem. To cie wyniszcza. –Jak zwykle Zabini prawił mi morały przy ognistej.
-Dobrze wiesz, że nie ma już drogi powrotnej.
-Zawsze jest.

-Kocham cię. –Poczułem jej drobną dłoń sunącą po moim torsie.
-Ja ciebie też. –Złapałem jej dłoń w swoją i przyciągnąłem do ust by móc złożyć na niej delikatny pocałunek.
-Chcę aby ta chwila trwała wiecznie. – Szepnęła wtulając twarz w ugięciu mojej szyi
-Ja też, Granger.

-Mam wrażenie, że mnie oszukujesz Draco. – Pansy spojrzała w moją stronę oskarżycielskim wzrokiem.
-Granger nie jest głupia, nie da się jej oszukiwać dłużej. –Musiałem zakończyć w jakiś sposób te przedstawienie.
-Dobrze wiem, że kłamiesz! –Wrzasnęła na cały pokój wspólny, zwracając tym samym na nas uwagę, nie żeby specjalnie mnie to interesowało. –Miękniesz na stare lata, Malfoy.
-Po prostu mam dość tej głupiej zabawy. Moja Matka jest w niebezpieczeństwie, dopóki nie wykonam zadania powierzonego przez Czarnego Pana. A przez ciebie idiotko ściągam na siebie jeszcze ta przeklętą trójce Hogwartu jakbym miał mało na głowie. –Nie unosiłem głosu, ale był on tyle przesiąknięty lodem aby Pansy się wzdrygnęła.
-Ja..przepraszam. Nie powinnam. –Podeszła do mnie i położyła dłoń na moim policzku, odrzuciłem ją natychmiast. Zrobiłem to zbyt szybko, gdyż Pansy domyśliła się całej prawdy. 

-Hermiono, musimy porozmawiać. Teraz.
-Nie teraz, proszę. Jestem zmęczona. Jutro to zrobimy, obiecuje. –Jej piękne brązowe oczy błyszczały w półmroku, a włosy delikatnie opadały kaskadą. Właśnie taką chciałem ją zapamiętać. Niewinną.
-Masz szczęście, że cię kocham. –I wtedy pocałowałem ją po raz ostatni.

-Granger?!
-Parkinson?
-Mam ci coś do powiedzenia. –Widząc lekceważące spojrzenie brunetki, dodała do zachęty dwa następujące słowa od których wszystko miało się zmienić. –O Draco.

-Jak mogłeś mi to zrobić?! –Usłyszałem podniesiony głos Granger. Odwróciłem się powoli ze strachem towarzyszącym w moim umyśle przed tym co mogłem zastać. Natrafiłem prosto na jej przesiąknięte bólem spojrzenie. Tak bardzo chciałem ją przytulić i powiedzieć, że to wszystko nie prawda. Ale wtedy skłamałbym ponownie.
-Myślę, że to nie miejsce na tego typu rozmowy. –Zaznaczyłem dobitnie spoglądając na gapiów, których nabywało coraz więcej na korytarzu.
-I tu się mylimy.  Z tego co wiem to już wszyscy wiedzą o zakładzie. Wygrałeś, powinieneś się cieszyć, czyż nie?
-To nie tak, posłuchaj.. –Zrobiłem krok w jej stronę, a ona dwa w tył.
-Przestań! Przestań grać, że ci zależy! To wszystko było tylko grą, a ja byłam pionkiem do twojej wygranej. –Zaczęła histerycznie się śmiać. –Jaka ja byłam głupia. Bawiłeś się mną, a ja myślałam, że ci zależy. Parkinson miała racje, tobie zależy na jednym. Już wolałam jak nazywałeś mnie szlamą, przynajmniej to aż tak nie bolało.  –Dokończyła szeptem. Chciała już odejść, więc spontanicznie  złapałem ją za dłoń. Pożałowałem tego od razu, czując na policzku pulsujący ból. –Nie dotykaj mnie, nigdy więcej. –Jej słowa były niczym sztylet wbity prosto w moje serce. Ból, nienawiść i rozczarowanie. To wszystko znajdowało się w jej głosie. Nie mogłem zrobić niczego więcej niż patrzeć jak odchodzi.

”Samotny zawsze i wszędzie.
Nie ma tu nic i to właśnie mam.
Coś pożyczonego, coś niebieskiego.
Każdy ja i każda Ty.”



Wtedy widziałem ją po raz ostatni przed wojną. Później był pokój życzeń, gdzie była razem z Weasleyem. Pamiętam, że wtedy straciłem całkowicie panowanie nad sobą i zrobiłem rzecz o wiele gorszą niż zakład z Parkinson. Rzuciłem w jej stronę zaklęcie uśmiercające, pogarszając tym samym sytuacje w jakiej się znajdowałem. Ale gorzej być już nie mogło.
Rok po wojnie wzięła ślub, a ja nadal tkwiłem samotny z butelką whiskey pod ręką i papierosem w ustach. Wszystko przestało mieć znaczenia, a najbardziej życie bez niej. Bez Hermiony Granger, dziewczyny którą obdarzyłem miłością.

-Czemu akurat my?
-Dobrze wiesz, Draco. –Opanowanie Malfoya zniknęło w przeciągu kilku sekund i przycisnął Parkinson do ściany.
- Dlaczego Ja i Granger?
-Pamiętasz Josha? –Skinął głową na znak potwierdzenia nie przerywając jej. –Myślałam, a raczej miałam nadzieje na coś dłuższego, ale wtedy pojawiła się Granger. I czar prysł. Zerwał ze mną dla zwykłej szlamy. A ty? Rok temu, jak byliśmy jeszcze razem, zobaczyłam jak zdradzasz mnie z jakąś blond wywłoką.
-Tylko dlatego postanowiłaś zniszczyć nam życie?
-Ależ oczywiście, że nie. To miała być tylko nauczka. –Odparła i musnęła delikatnie zimnymi wargami jego policzek na pożegnanie.
********************************************************
*Placebo –Every You Every Me

Nareszcie wróciłam i wena również. Nie wiem na jak długo, ale mam nadzieje wytrwać do ferii, o ile nauka mnie nie dobije xd

czwartek, 1 maja 2014

All I Want


‘’Myślę, że zawsze będę za Tobą tęsknić,
Tak jak gwiazdy tęsknią za słońcem na porannym niebie.’’
Lana del Rey – Summertime Sadness

Nie czuła nic, prócz pustki w sercu. Odszedł tak naturalnie jak przypływ na oceanie. Zamknęła powieki by znów poczuć na twarzy delikatną bryzę znad oceanu. Wspomnienia powróciły momentalnie. I ponownie przyniosły ze sobą  nieme echa obietnic, którymi ją obdarzał przez cały czas. Jej wargi  spierzchnięte z tęsknoty pragnęły znów poczuć ciepło jego warg, a obnażone ramiona lekko dygające z wieczornego chłodu potrzebowały tylko do szczęścia żaru jego ciała owijającego się tuż za nią. Czy prosiła o tak wiele?
Do jasnej cholery nie! Więc czemu odszedł zostawiając ją zupełnie samą, pozostawioną na pastwę  ciszy rozlegającej się w  czterech ścianach.  Pragnęła tylko… tylko, aby ją pokochał tak jak jeszcze nikt.
Była zagubiona. Ona najmądrzejsza czarownica wszech czasów nie wiedziała co zrobić. Rozum kazał ruszyć dalej, a serce kazało zaczekać. Wzięła niedopitą butelkę whiskey i zeszła z podestu altanki na ciepły piasek, i ruszyła ku falom oceanu.
Czemu nieodwzajemniona miłość musiała tak boleć ? Czemu czuła jak jej serce rozpada się na kawałki z sekundy na sekundę. Zawsze opanowana, a teraz niepotrafiąca nawet okiełzać  nienawiści do swojego głupiego serca, gdyż to ono pozwoliło mu wejść tak głęboko w głąb niej.
Po raz kolejny tego wieczora przymknęła oczy i znów widziała jego roześmiany wyraz twarzy kiedy wziął ją w ramiona by ułożyć  delikatnie jej ciało na łóżku obsypanym  płatkami róż, a na sam koniec całować ją czule na przemian z namiętnością, tym samym rozpalając ją do granic niemożliwości.
To właśnie wtedy oddała mu w pełni serce, bez słowa sprzeciwu. Na zawsze.
‘’Na zawsze’’ jak to głupio brzmi w dzisiejszych czasach. Z doświadczenia wiedziała, że nic nie jest trwałe, tak samo jak była pewna tego , że wkrótce się nią znudzi i zostawi  ją samej sobie.
Tak bardzo chciała wykrzyczeć z całych swoich płuc jak  go nienawidzi, że gardzi nim, że jest dla niej nikim. Że jest całkowicie obcą osobą napotkaną w niewłaściwym dniu o niewłaściwej porze.
Łzy bezradności zaczęły spływać po jej twarzy pozostawiając  za sobą niewidzialne smugi cierpienia.
Kolejny raz łyknęła mocnym haustem whiskey. Nic już nie pozostało z dawnej Hermiony Granger.
Zabrał jej wszystko wraz z sercem. 
Nie odrywając wzroku od zachodzącego słońca, zaprzysięgła sobie iż ruszy dalej, nie bacząc na konsekwencje.  A jej towarzyszem w nowej drodze do ‘’szczęścia’’ zostanie  whiskey, która będzie  przypominała jej gorzki smak przegranej i upadku.

‘’Tak bardzo chcę spakować się i odejść,
Pragnę czuć tylko smak whiskey w moim drinku (…)

Stać i czekać w kolejkach,
Marnując czas, który nadchodzi.
Oh, czuję, że moje serce wali jak dzwon,
Odliczając dni, aż ostatecznie będę wolna.
Zawsze tak było,
Chowałeś asa w rękawie.’’
Emily Wolfe – White Collar Whiskey


Ciągnąc walizkę w stronę drzwi wyjściowych, serce waliło jej niczym młot. Chciała uwierzyć, że przekraczając próg wszystko przestanie mieć znaczenie. On, uczucia, On, problemy, On.  Po prostu On, wszystko wiązało się z nim. Tak trudno uwierzyć, że w ciągu kilku miesięcy potrafimy się tak od kogoś uzależnić. I już nie chodziło o to, że gdzieś w głębi pozostaję nadzieja, że wróci i przeprosi, lecz o to, że im coraz głębiej się zagłębiała w to uczucie to tym bardziej zatracała siebie. Nie istniało dla niej dzisiaj bądź jutro, istniała ta chwila, w której miała wyjść stamtąd i już nigdy nie wracać.
Słone łzy zmazane z tuszem, spływały po jej policzkach. Nie chciała czuć niczego, gdyż to wiązało się jedynie z bólem.
Tym razem to on podjął wybór, który przekreślił wszystko, pozostawiając niesmak w przeszłości.
Przemyślenia przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi, w których pojawił się nie kto inny jak Draco Malfoy. Stała z nim prawie twarzą w twarz, jak zwykle na jego ustach gościł szelmowski uśmiech, który wyrażał jego przewagę nad nią. Jednak nie tym razem. Ruszyła na przód z zamiarem wyminięcia go, lecz zatrzymał ją chwytając  za ramię.
- Co ty wyprawiasz, przecież wróciłem? – Nie odpowiedziała, patrząc wyzywająco mu w oczy. – Przepraszam, wystarczy ci czy mam jeszcze klękać na kolanach i błagać cię o wybaczenie?
Hermiona! Odpowiedz, proszę cię. Kochasz mnie przecież, prawda?
- Kochałam, kocham i będę kochać. – Przyciągnął ją w swoją stronę i delikatnie pocałował, jednak ten pocałunek nie trwał długo, gdyż go przerwała. – Ale jest już za późno. – Nim zrozumiał cokolwiek z tego co powiedziała, poczuł delikatne muśnięcie jej warg na swoich i odgłos jej szpilek odbijających się po schodach.
A jedyną pamiątką po niej pozostała pusta butelka whiskey leżąca na stole.
- Ale ja ciebie też kocham. – Niemy szept wydobyty z jego ust, przebiegł echem po zimnych murach willi.

Bo byli jak willa, jedyni w swoim rodzaju.
Kochali się, lecz nie potrafili odnaleźć drogi do siebie pośród tych korytarzy,
Spali w jednym łóżku, chociaż zachowywali się jak zupełni obcy sobie ludzie,
Żyli razem, ale osobno jakby w innych rzeczywistościach,
Z nadzieją iż kiedyś odnajdą tą prawidłową drogę.
Rzucając swe nieme obietnice i nie wypowiedziane słowa na wiatr, wierząc iż kiedyś zwróci im to co stracili.

‘’Wszystko czego chcę to nic więcej
to usłyszeć twoje pukanie do mych drzwi.
Bo jeśli mogłabym zobaczyć Twoją twarz jeszcze raz,
Mogłabym  umrzeć jako szczęśliwa kobieta, jestem pewna(…)

Wszystko czego chcę
I wszystko czego potrzebuję
To znaleźć kogoś
To znaleźć kogoś

 Jak ty.’’
Ellie Goulding – All I Want