,,Kochać i
tracić, pragnąc i żałować,
Padać
boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć
tęsknocie "precz!" i błagać "prowadź!"
Oto jest
życie: nic, a jakże dosyć...’’
Leopold Staff
Zamknięci w czasoprzestrzeni, potrzebujemy stabilności. Miejsca, które będzie naszym azylem.
Zapatrzeni w nierealne ideały, gotowi na śmierć, aby je spełnić.
Ukryci pod maską przyzwoitości, zakrywamy naszą prawdziwą naturę.
Zranieni, podnosimy się, aby nie pokazać słabości.
Skryci w sobie, bez poczucia winy.
Ale czy musimy być winni? Wystarczy w końcu rozgrzeszenie. Czyż nie tak to wygląda w dzisiejszych czasach?
Dostając nagrodę na talerzu, nadal nie jesteśmy zadowoleni. Upominamy się o więcej krwi i intryg. A więc jaka jest nasza natura?
Niepojętna? Wyzbawiona z jakichkolwiek uczuć?
Czy zniszczona przez nas samych?
,,No, I'm not afraid of changing
I'm certain nothing's certain
What we own becomes our prison
My possessions will be gone
Back to where they came from.’’*
Weszła do pomieszczenia, w którym jedynym oświetleniem był blask księżyca. Przyzwyczaiła się do tego. Jak i również do osób, które siedziały przy dużym, barokowym stole. Na jej widok kiwnęli tylko głowami. Nareszcie mogli rozpocząć radę.
- Jak miło, że postanowiłaś zaszczycić nas swoją obecnością. – Przywitał się z kąśliwą uwagą, stojący nieopodal wysoki i przystojny brunet. Znali się już od dzieciństwa. Ale kiedy wróciła po raz pierwszy z Hogwartu, okazało się, że Aaron wyjechał do internatu w Stanach Zjednoczonych.
- Mi też cię miło widzieć – Wysiliła się na łagodny uśmiech. Co nie za bardzo jej wyszło.
- Skoro się przywitaliśmy, może powinniśmy przejść do poważniejszych rzeczy. - Odezwał się siwiejący, mężczyzna w okularach. Zapewne jeden z ważniejszych członków zgromadzenia. – Mam nadzieję, że wiesz co robisz Hermiono? Aurorzy i policjanci zaczęli węszyć.
- Nareszcie! A już się martwiłam, że załapią trop, tuż po mojej śmierci. – Uśmiechnęła się sarkastycznie. Lecz nie wszyscy byli zadowoleni, z wypowiedzi szatynki.
- Mam przez to rozumieć, że chcesz aby nas złapali! – Krzyknął jeden z zgromadzonych.
- Czy ty jesteś idiotą Warrison? Policje przekupimy. A aurorami zajmę się osobiście. – Odpowiedziała, starając się być spokojna.
- A jak coś pójdzie nie po myśli. To my mamy zostać tym obciążeni przez ciebie i twoją głupią zemstę? – Zapytał się, próbując ponownie wyprowadzić ją z równowagi. Charles, mężczyzna, który rozpoczął temat, wiedząc co zaraz się wydarzy, wkroczył do akcji.
- Nie zapominaj, Willy, kim jesteśmy. – Jednak, te słowa nie wystarczyły mu, ani reszcie zgromadzenia. Hermiona, widząc ich reakcje, postanowiła zasięgnąć rady człowieka, któremu nikt się nie sprzeciwi.
- Panie premierze, a co pan powie w tej sprawie? – Wszystkich spojrzenia, skierowały się w jego kierunku.
- Koniec traktowania nas, jak nierozumnych mugoli. Z ich światem trzeba skończyć raz na zawsze. – Widząc, że Willy ponownie otwiera usta, dodał na zakończenie wypowiedzi:
- Na dzisiaj to koniec. Aaa i Richard skorzystaj z kontaktów, by uciszyć media. – ‘’Ów’’ Richard, pokiwał twierdząco głową, że się tym zajmie. Wszyscy od razu rozeszli się do domów, oprócz trzech osób, które pozostały jeszcze w środku. – Jak tam rodzice? Doszli do siebie?
- Już lepiej, powoli zaczynają dochodzić do siebie. – Uśmiechnęła się smutno. - Dziękuję wujku, że mnie poparłeś.
- Pamiętaj, że jesteś moją chrześnicą. A teraz nie przeszkadzam, bo ktoś chciałby jeszcze z tobą zamienić parę słów. – Puścił jej oczko i wyszedł.
- A więc pozostaliśmy sami, przyjaciółko z dzieciństwa. – Aaron wyszedł z cienia i usiadł na jednym z krzeseł.
- Nie całkiem. – Uśmiechnęła się uwodzicielsko i zawołała. - Eduard!
- Tak, panienko? – Przez drzwi wszedł mężczyzna, w czarnym garniturze o kamiennej twarzy.
- Natychmiast zajmij się Warrisonem. Zbyt często wchodzi mi w drogę. – Jej głos stał się zimny. Kiedy tylko jej podwładny zniknął z oczu, ponownie się uśmiechnęła. - To na czym skończyliśmy?
- Nie poznaję cię?
- Bardzo ciekawe.
- Ile to lat nie widzieliśmy się?
- Policz, mamy teraz po 24 lata.
- Trzynaście lat? No nie, nie wierzę.
- To zacznij wierzyć. Skąd wiesz o tym wszystkim? – Spytała się go, patrząc mu prosto w oczy. Odwrócił szybko wzrok na ścianę.
- Ojciec mi powiedział. – Odpowiedział zgaszony i podszedł do niej. Wyciągnął w jej kierunku dłoń – Czy zrobi mi pani tą przyjemność, i zatańczy ze mną?
- Zwariowałeś? Jakże mogłabym odmówić. – Wybuchła śmiechem, pierwszy raz od kilku lat. Podała mu dłoń. Zaczęli delikatnie kołysać się po Sali.
- Nie zaprosisz mnie do swojego klubu?
- A chciałbyś tam iść?
- Kto by nie chciał?
- Z pewnością znalazłyby się takie osoby. – Zatrzymali się na chwile.
- No nie bądź taka. Zabawimy się. – Na jego ustach, pojawił się filuterny uśmiech
- Na pewno chcesz iść?
- No jasne. – Odsunęła się i skierowała w stronę stołu.
- To jak, idziemy?
- Zaczekaj, wezmę tylko płaszcz. - Powiedziała z dezaprobatą. Chwyciła trencz i narzuciła na siebie byle jak. Ruszyła z powrotem w jego stronę i opuścili pomieszczenie.
Florence & The Machine - Rabbit Heart (Raise It Up)
,,Here I am a rabbit hearted girl
Frozen in the headlights
It seems I´ve made the final sacrifice.’’**
- A więc to tu. – Powiedział u schyłku schodów.
- Czego się spodziewałeś? Idę po coś mocniejszego, rozgość się. – Rozejrzał się po pomieszczeniu, było całkiem duże. Po prawej stronie był bar oświetlony na fioletowo. A po lewej, chwilowo ciemna scena. Parkiet do tańca był przestrzenny. Przez całe pomieszczenie przebiegały reflektory w tonacji wszystkich barw, co dodawało lokalowi tylko nastroju.
Zobaczył ją, przeciskała się przez tłum. Miała na sobie małą czarną, a na stopach czarne szpilki na platformie. Półuśmiech wpełzł mu na usta. Zmieniła się, nie tylko z charakteru jak i również z wyglądu. Była idealna. Miał szczęście, że ją znał.
- Dłużej nie mogłaś? – Odebrał od niej swoją whisky i napił się od razu z butelki.
- Mogłam. – Uśmiechając kusząco skierowała się na środek parkietu, kręcąc przy tym ponętnie biodrami i kiwając ręką aby poszedł za nią. Zaczarowany jej ruchami, uległ jej. Kiedy był bardzo blisko jej ciała, przyległa do niego tyłem i zaczęła poruszać się w rytm muzyki. Każda cząstka jego ciała, krzyczała aby wziął ją tu i teraz. W tej chwili, nie liczyło się nic, oprócz tego uczucia. Pożądanie, które łączyło ich ciała w jedność. Nagle w jej oczach błysnęły sylwetki dwóch mężczyzn. Rozpoznała ich. Więc zwierzyna złapała haczyk. A to oznaczało, że wygrała. Odwróciła się przodem do Aarona i wpiła mu się, namiętnie w usta jeszcze bardziej przyciskając się do jego ciała. Ta noc należała do jednej z najszczęśliwszych w jej życiu.
*Katie Melua - The Floyd
**Florence And The Machine - Rabbit Heart