piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział I


,,Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. (…) 
Jesteśmy średnimi dziećmi historii. 
Nie mamy celu ani miejsca. 
Nie mamy Wielkiej Wojny. 
Wielkiej Depresji. 
Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. 
Naszą wielką depresją jest życie.’’
            Fight Club

Kolejny dzień, kolejne grzechy zbierające ze sobą coraz to większe plony. A wszystko to przez naszą głupotę, nie potrafimy zapomnieć tego co było. Ból, który rozdziera serce coraz głębiej oraz chęć wolności, nie dają nam myśleć racjonalnie. Wszystko co dostrzegamy, to pragnienie zemsty, jest ono jedynie złudzeniem, które powtarza nam, że później będzie już tylko lepiej.  Tylko później,  nigdy nie nadchodzi, zagłębiamy się w tym uczuciu coraz głębiej i głębiej, nie dostrzegając piekła, do którego się przyczyniamy. Wstając w środku nocy, próbujemy uciec jak najdalej. Od poczucia winy? Czyżby wyrzuty sumienia miały aż tak wielki wpływ na naszą już i tak okaleczoną duszę. Czy od błędów?  Błędów, które zawsze są te same, te przez które cierpimy. 


(Retrospekcja)
- Już wstajesz? Nie możesz wytrzymać przynajmniej do szóstej rano? – Zapytał, jeszcze zaspanym tonem mężczyzna.
- Wiedziałeś na co się piszesz. – Już chciała wyjść, jak zwykle po cichu. Niezauważalna, jak zawsze. Ale, nie tym razem.
- Szczerze, to nie. Myślałem, że zależy ci na naszym związku, ale myliłem się. Ty, się chcesz jedynie dobrze zabawić. Myślisz, że każda noc spędzona ze mną, pozwoli ci chociaż na chwilę zapomnieć , o tym co cię otacza. Poznając ciebie, byłem zauroczony twoim wyglądem i charakterem. Wiesz co? Żałuje, że nie wyczułem twojego chłodu na początku. Bo jesteś zimna, jak lód. – Cierpiał, widziała to. Szkoda tylko, że musiał to wszystko tak zakończyć, a polubiła go. Był inny, taki niecodzienny. Miał rację. Rozgryzł ją, zrobił coś, co nie mogło się udać jego poprzednikom. Nic innego jej nie pozostawało, oprócz zakończenia tego . 
Dla ich wspólnego dobra. 
- Skoro tak uważasz. –  Wypowiedziała to głosem  wypranym  z emocji i skierowała się w stronę drzwi wyjściowych. Nie zatrzymywał jej, tylko patrzył jak odchodzi. Nie była zła, czuł to. Tylko skrzywdzona, a to zamknęło ją w sobie. Nie znał jej, spędzali ze sobą jedynie noce, ale wiedział,  że jest kimś ważnym w Anglii, jeśli nie jeszcze dalej.  Była zagadką dla niego, a on ją rozwiążę.



,,Aahh, the sun is blinding
        I stayed up again’’

(Teraźniejszość)

Znów nie mogła zasnąć, nie pomagały jej nawet leki nasenne. Cały czas przed oczyma, miała to samą scenę. Musiała się go pozbyć, zaczął jej zagrażać. Nie mógł jej wydać, nie wtedy kiedy jest  już na półmetku. Problem w tym, że jej uśpione sumienie znów zaczęło się odzywać. A to już jej się nie podobało. Takie sytuacje zdarzały się coraz częściej. Strach, wyzbywał z niej resztki ludzkich odczuć. Nie potrafiła już normalne funkcjonować, nie spała, nie jadła. Traciła powoli panowanie nad swoim ciałem, to nie była ona. Słońce, niegdyś ukochane przez nią, dziś znienawidzone. Delikatne promienie światła spadające na jej twarz, nie ukazywały dosłownie nic. Była zimna, jakby martwa? Jedynie  po czym można by było stwierdzić, że żyje, to slaby puls. Przez lata zapomnienia, już nikt nie pamiętał jej dawnej postaci. Zresztą nikt by nie uwierzył, że to ona. Hermiona Granger.

*Pink - Sober


1 komentarz:

  1. Anonimowy4/19/2013

    Myślę, że byłaby z tego świetna książka. Tak wspaniale mi się czyta to co piszesz, że aż po prostu staje dla mnie czas. Nigdy bym tak nie umiała pisać. ;)

    Nie mogę się doczekać kolejnego wpisu. :*

    ~ Caroline.

    OdpowiedzUsuń